EPILOG

      Nie mam pojęcia jak wyszłam z tamtego pokoju. Szczerze? Nie pamiętam nawet kiedy zadzwoniłam do Lilii, którą najpierw była szczęśliwa po głosie, by potem zamilknąć na moje słowa o ranie oraz jej śmierci. 
       W głowie tylko miałam najgorsze scenariusze naszego końca. Tak właśnie miałam umrzeć? Jako jedna z przegranych, która nie mogła nic zrobić? Czuje do siebie jakąś wielką złość. Miałam wrażenie, że wtedy mogłam zrobić wszystko, a zrobiłam z tego wszystkiego prawie nic. 
        Czułam się jak zero.  
         - Musicie jak najszybciej stamtąd uciekać! - zarządziła Lilia. - Jesteście na bardzo niebezpiecznym terenie!
         - Wiem... Niedługo będziemy, koło was. 
         Szybko rozłączyłam się, chyba bałam się słyszeć jej zmartwionego głosu. Nie miałam siły. Rana krwawiła dość jeszcze mocno. Czułam się słabo, nie miałam już siły nawet biec. Draga widząc mój powolny krok przytuliła się do mojego policzka jakby chciała mnie zachęcić do chociaż najmniejszego uśmiechu. Ja nie mogłam. 
         - Dra- nie skończyłam nawet wyrazu gdy drzwi za nami otworzyły się z hukiem. Podskoczyliśmy przerażone. 
       - Kurde... - jęknął mi dość znajomy głos. No że w takich sytuacji musiałam spotkać jego osobliwość. Wyjechał powoli na korytarz, poprawiając teczkę na nogach. Kiedy nas ujrzał - najpierw zbladł, potem się krzywo uśmiechnął. 
       - Cóż za spotkanie- 
       - Nam też bardzo miło... - mam wrażenie czy serio brew mi lata? - Nawet w takich okolicznościach. 
       - Nju... 
       - Ta... W takich co trzeba koniecznie jeszcze załatwić parę spraw. - stwierdził doktor Mark, obserwując makabryczny obraz walki. Podeszłam do niego bliżej. - Twoje ramię... 
      - Nie ważne. - syknęłam na wspomnienie początkowego bólu. Spojrzał się na mnie z politowaniem, ale szybko znów odwrócił się do mnie tyłem. - Wcale nie mam ochoty Panu pomagać, ale musi Pan iść ze mną. Już tutaj nie jest bezpiecznie. Budynek w każdym momencie może być zrównany z zie-
      - Co to da? - zapytał nagle. - Ona nie żyje, nie zatrzymamy tego chaosu. 
      - Będziemy walczyć aż rozwalimy wszy- Chwila skąd Pan wie!? 
      - Maszyna produkująca robi dziesięć sztuk na piętnaście minut. Rozwalić maszynę produkującą to będzie jeszcze gorsze zadanie... Wątpię, czy ktoś się tego podejmie. Najwyżej jakiś wariat. - podjechał do nas jeszcze bliżej. - Mam swoje sposoby, kamery na przykład... 
      - Więc wszystko doktor widział, dlatego teraz ucieka- 
      -  Mam plan, który na pewno zadziała. Ale szczerze przyda mi się trochę pomocy. 

~~~

        Nie wiem ile przeszliśmy korytarzy, ale w końcu trafiliśmy na sam dół zamku. Do wielkich ciemnych drewnianych drzwi. Doktor wyciągnął z lewej kieszeni pęk kluczy. 
       - Wiem, że nasze relacje są na cienkich linkach, lecz jeżeli mamy uratować wszystkich, musimy współpracować. 
       - Niech Pan mówi jaśniej! 
       - Nju nju nju!
        Drzwi rozsunęły się delikatnie. Pewnym ruchem wjechał do środka, a ja popędziła za nim. Całe pomieszczenie było ciemne. Nie tylko dlatego, że nie było nigdzie okien - piwnica wiadomo ziemia - ale też ściany były pomalowane na bardzo ciemny granat. Wzięłam głęboki oddech. Ściana będąca na przeciw mnie była pokryta szkłem, a za nią - czarna pustka. Żeby szkło nie wypadło srebrne ramy utrzymywały ją w pionie. Draga podleciał zaciekawiona do niej bliżej.
       - To jest urządzenie stworzone przeze mnie oraz państwa Seven zanim jeszcze stąpali po ziemi. - zaczął. Stanął kilka centymetrów przede mną. - Projekt polegał na niszczeniu wspomnień jakich użytkownik sobie nie życzył pamiętać. Wtedy na ich miejsce można było stworzyć nowe, lepsze. Niestety nigdy maszyna nie zadziałała. Stała tutaj nie tknięta do wczoraj. 
        - Chce Pan ją... uruchomić? 
        - Przede wszystkim na innych zasadach. Przestawiłem kilka kabelków oraz drucików, dzięki czemu powinna zadziałać jaki taki... teleport w czasie. Wtedy byśmy usunęli wszystko co się działo przez ten cały czas. 
         - Co by to dało? I tak wrócimy do punktu wyjścia! Wydarzenia i tak się wydarzą po jakimś czasie. - pokręcił głową jakbym powiedziała coś mu nieprzyjemnego. Podjechał do lekko zakurzonego pada z przyciskami. Bakugan Darkusa jak zaczarowany podleciał tam. 
         - Nie do końca... - pokiwał palcem wskazującym na lewej ręce. Stanęłam za nim, aby widzieć jego poczynania. Draga pochyliła się delikatnie do przodu. - Dzięki Twojemu umysłowi wrócimy do dnia, zanim Pani Maja ześwirowała, uratuje jej starszą siostrę. Ona nie doprowadzi do zagłady całego zespołu. 
          - Czyli mam wnioskować, że Pan jakimś cudem zachowa te wydarzenia w pamięci?
          - O to się nie martw mam swoje sposoby. - nie miałam ochoty dopytywać jakie to są sztuczki - bo powoli sufit zaczął się dygotać. 
          Myślałam tylko o tym jak będzie teraz wyglądało moje życie. Teoretycznie nigdy nie spotkamy Dragi... Najpewniej nigdy nie będą na takich relacjach już z Sarą. Pójdę do nowej szkoły jak gdyby nigdy nic się nie stało przez wakacje. Lecz to uratuje wszystkim życie. 
           Kulka jakby wyczytała moje myśli. Podleciał do mnie tuląc się do policzka. 
            - Pomożesz mi, prawda? - wyrwał mnie z trasu zamyślenia. Pokiwałam głową. 
          - Tak, nie mamy innego wyjścia. Jeśli mogę zapytać, ile się cofniemy? 
          - Jeśli dobrze myślę... Trzy tygodnie do tyłu. - dużo, strasznie dużo. Nie mam zielonego pojęcia co robiłam trzy tygodnie temu. Na pewno byłam w domu, na swojej planecie, ale nic więcej. 
         Widząc moją walkę wewnętrzną. Kliknął największy przycisk. Szkło wyglądało jakby pękało - dostało takowych świecących na biało pęknięć, które oświetliły trochę pęknięć, ale doktorek nie przejmował się nimi. Kontynuował pracę nad przyciskami oraz nad małymi dźwigienkami. Kiedy pęknięcia zrobiły się czarne, odwrócił się do mnie z uśmiechem. 
         - Wszystko gotowe. Wystarczy, że dotkniesz szkła i będzie po problemie. - powoli wypuściłam powietrze z płuc. - Draga, ty musisz zostać. Będzie ryzyko uszkodzenia maszyny jeśli będziesz w kontakcie z Kirittą. 
          Na pewno nie spodobało jej się to. Warknęła porządnie, ale zleciał z powrotem na biurko. Czułam jak mnie odprowadzała przez całą drogę, by mieć pewność, że stanę twarzą w twarz z przeznaczeniem. Nowym przeznaczeniem. 
          Jeśli teraz umrę? 
         - Jeżeli coś zawiedzie?
         - Nie ma takiej opcji, uwierz. - uśmiechnął się znów. 
         - Kiritta! - odwróciłam się do niej. Machała mi! Ten mały cygan mi machał i płakał tak jak ja! 
         Wiem jedno - były te ostatnie słowa, które usłyszałam z jej ust, bo potem dotknęłam ciepłego szkła. 

~~~ 
        - Widziałaś to Kiritta?! Wreszcie udało mi się zrobić ten cholerny mostek! - krzyknęła Minx. Podniosłam zaciekawiona wzrok znad komórki, aby zobaczyć podskoki koleżanki na gumowym czerwonym boisku wielofunkcyjnym. Uśmiechnęłam się delikatnie w stronę uradowanej dziewczyny.

- Długo ćwiczyłaś, więc musiało się w końcu udać. Trening czyni mistrza - odpowiedziałam poetycko i szybko wróciłam do poprzedniej czynności.

- Zgadnij kto ją uczył. - powiedziała Jinx, młodsza siostra brązowo-zielono włosej. Odwróciłam wzrok do niej. - To był sprawdzian mojej wytrzymałości psychicznej.

Przewróciłam oczami na jej słowa, by zaraz potem schować telefon do prawej kieszeni fioletowej bluzy. Ta mała osoba potrafiła w jednej sekundzie zwrócić na siebie całą uwagę. Po mimo, że zrobiła poważną postawę ciała oraz odpowiednią do tej sytuacji minę, dalej wyglądała dziecinnie a była jedynie od nas rok młodsza. Czasami ten rok robi różnice.

- Jaka wytrzymałość psychiczna? - zapytała zielonooka z drwią w głosie. Schyliła się delikatnie do przodu, robiąc lornetkę z dłoni. - Jakoś jej nigdzie nie widzę... Chyba zrobiłam się ślepa. Podajcie mi jakieś okulary. - zaśmiała się dziewczyna, a tym samym siostra posłała jej mordercze spojrzenie, nie wróżące nic dobrego.

W ciszy przyglądała się swoim koleżankom, które rozpętały pomiędzy sobą małą wojnę. Dwie siostry rodzone, ale jedna starsza od drugiej. Zżyte ze sobą jak nikt inny. Nikogo nie dziwił fakt iż razem poszły do tej samej klasy. Wyglądem trochę do siebie podobne, charakterem - ani trochę. Jinx - burza nieskończonej energii, która tylko czeka na jej uwolnienie, a Minx - spokojna osoba, lubiąca dużo ciszy oraz spokoju. Dzięki tym cechom potrafiłam w młodszym wieku je rozróżnić. Teraz nie mam z tym problemu, znam je bardzo długo tym bardziej, że postanowiły pofarbować końcówki włosów, co dla nowych poznanych osób dawało brak jakiegokolwiek problemu.

- Kiritta!!! - z wyobraźni szybko wróciłam na Selen. Kiedy tylko podniosłam oczy w stronę nieba  ujrzałam nad swoją głową dwie wkurzone na siebie siostry. Jinx - ze złości gniotła żółtą spódniczkę, a Minx robiła to samo ze swoją długą prawie do ziemi granatową spódnicą. Boginie, zabierzcie mnie stąd. Co mnie opętało żeby tu przyjechać.

- Dobra, dobra... Minx posłuchaj trochę siostry, a Jinx odpuść trochę pary, za bardzo chwytasz za słowa. - siostry Star popatrzyły na siebie z wrogością, jednak po chwili ich wyrazy twarzy złagodniały. Wzdychnęły na znak zgody. Mój krótki oraz zwięzły " monolog" dał im do myślenia, ale na jak długo?

Minęła już dwudziesta druga, wszystkie zgodnie ruszyłyśmy ku położonym na trawie rowerom koło boiska. Wakacje to najlepsza pora na takie długie wypady, ale zrobiło się już dość ciemno, więc dalsza frajda nie miała sensu. Uznałyśmy, że czas wrócić do domów na odpoczynek i sen. Rodzeństwo nie miało daleko od swojego rodzinnego domu. Kilka metrów i siostry wraz ze mną obok dotarły pod bramy wielkiego budynku - inaczej zwanego ich chawirą.

- Zi-i-imno - wydukała Jinx przez zaciśnięte zęby. Niziołek szybkimi ruchami ucierał ramiona, miejąc nadzieję, że zaraz zrobi mu się odrobinę cieplej. Uśmiechnęłam się krzywo w jej stronę.

- Trzeba było bluzę wziąć jak mama kazała. - fuknęła w jej stronę starsza. Brązowo- niebiesko włosa pokazała mały języczek. Jej dziecinny charakter nigdy się nie wykruszy. - Może spotkamy się jutro o 19, dobra?

- Zobaczę czy będę mogła, ale raczej nie będzie problemu. Napiszę jutro! - wrzasnęłam jeszcze na koniec, ruszając w dalszą drogę do domu.

~~~

Po kilku minutach podjechałam do skrzyżowania. Stanęłam przed przejściem dla pieszych oraz przejazdem dla rowerzystów. Biały samochód w mgnieniu oka przejechał przed " zebrę", oddalając się w nieznane. Zniknął zaraz z mojego pola widzenia.

Wszystko się zmieniło - byłyśmy zawsze razem. Ale jak bywa w życiu każdego dziecka - zaczęliśmy dorastać. Skończyłyśmy szkołę młodzieżową z dobrymi wynikami. One bardzo szczęśliwe - poznały więcej osób, wkroczyły w świat imprez. Przypomniały sobie o niej w połowie wakacji.

Tak to miały tą swoją Sarę Heart - dziewczynę z innej wsi, którą zapoznały w nowej szkole. Bolało, bolało jak diabli. Zaczęłyśmy nawzajem się zawodzić. Dla nich zrobiłabym wszystko, żeby stać koło nich, one poznając Sarę, już niekoniecznie. Byłam rozdarta, zła, smutna i zazdrosna. Przecież one były u mnie na pierwszym miejscu, dlaczego u nich się to zmieniło?! Co miała blondynka lepszego od mnie?!

Czemu teraz wzięło mnie na wspominki? Może dlatego, że zobaczyłam je po tak długim czasie? Uśmiechnięte, szczęśliwe... czemu ja nie umiałam taka być. Cieszyć się ze spotkania, że wreszcie wyszłam z domu na świeże powietrze, zabawić się.

Ruszyłam w dalszą drogę. Z jednej strony dalej zależało mi na tej przyjaźni tylko czy im też. Dalsze wzajemne obiecanki, które nigdy nie ujrzały światła dziennego nie miały sensu.

- Sytuacja bez wyjścia... Nic nie prowadzi do dobrego zakończenia. Może trzeba już... odpuścić? - zamyśliłam się znowu, patrząc się na czarne niebo z świecącymi gwiazdami. Mocno zahamowałam, o mało co nie przejechałam obok żużlowej drogi prowadzącej do moich dwóch sąsiadów oraz oczywiście mojego domu. Poprawiłam grzywkę na prawy bok, która chciała wydłubać mi moje brązowe oko. - Może rodzice śpią...

Zagryzłam wargę z nerwów. Miałam przeczucie, że moja mama, która idzie bardzo wcześnie rano do pracy - czeka na mnie z ochrzanem i długim wykładem, że ,,Ona nie wracała tak późno do domu w jej wieku". Ta... może kiedyś taty się zapytać czy to prawda. On zawsze mi wszystko wypapla. Jest czasem gorszy niż wszystkie baby plotkary ze sklepu razem wzięte. Spojrzałam się we wcześniej wspomniane miejsce. Bym sobie zjadła jakieś chipsy...

Westchnęłam ciężko, oparłam głowę o ramę kierownicy od roweru. Poczułam jak włosy z niskiego kucyka, zsuwają się do przodu. Coraz częściej miałam wrażenie, że moje życie jest do kitu - brak przyjaciół, co się równa nuda, rodzice pracoholicy...

Nagle, jak wystrzał z pistoletu, rozbrzmiał dziki wrzask. Nie wiem nawet kiedy znalazłam się na betonie. Przerażona spojrzałam w górę - kilka ptaków odleciało w przeciwną stronę. Taki ryk na pewno nie należał do zwierząt jakie żyły tutejszej w okolicy. 

- Musiały odlecieć z... lasu. - uznałam, spoglądając w lewą stronę. Przełknęłam głośno ślinę. Różne słyszałam legendy krążące o tym miejscu. Jedna z nich opowiadała o zmarłych żołnierzach duchach nękających tamte okolice, druga, że chodzi tam duch zabójcy, który popełnił samobójstwo. Zimny wiatr obudził mnie z zamyśleń, zapięłam fioletową bluzę. Jak maszyna odwróciłam się w prawą stronę do pierwszych budynków - światła zgaszone. - Nikt tego nie słyszał, serio? - zapytałam retorycznie.

Hałas znów się powtórzył, ale ciszej niż ostatnio.

- A jeśli to wrzask o pomoc... a ja czekam jak ten debil? - Zaciskałam ręce na kierownicy. Bardziej to brzmiało na bezznaczeniowy krzyk, niż na słowa ratunku. - Może warto to sprawdzić... - sama nie wierzyłam, że o taka myśl przeszła mi po głowie. Zawahałam się. Niby to historie słyszane z sklepu, ale... skądś musiały mieć ziarnko prawdy, nie?

 - Dziesięć minut dojazdu na miejsce, tak z trzy na obczajenie sytuacji i szybki powrót. - powtarzałam sobie całą drogę. - Nic więcej!

~~~

Dotarłam na wjazd do lasu. Kolejny dziki wrzask - strasznie głośny. To coś było dość blisko, tego była 100% pewna. Delikatnie odłożyłam rower gdzieś w krzakach. Jak paw naparzyłam się, ruszając przed siebie na palcach. Co chwila atakował mnie skręt w brzuchu spowodowany strachem i może trochę stresem. Kto by się nie stresował w takich chwilach? 

- Tata, coś kiedyś mówił o wielki zboczu w lesie... - przypomniałam sobie nagle. - Ciekawe gdzi...

W tym momencie jak na złość( moje ukochane szczęście ~ me xdd),  zsunęłam się po wcześniej wspomnianym zboczu, którego przez ciemność oraz swoje zamyślenie nie zdążyłam w porę zauważyć.

- Ała... - wydukałam wściekła po wylądowaniu na trawie. Pomasowałam się po lewym pośladku, będzie siniak jak nic. Wylądowała na wysuniętym fragmencie ziemi, dzięki czemu nie spadła na sam dół urwiska. - Gdzie ja jest u Bog...

Wielki cień stanął nade mną. Z źrenicami jak pięć złotych, spojrzałam się przed siebie lekko do góry. Z niedowierzania przetarłam kilka razy oczy. Stało nade mną ogromne stworzenie, które z przechyloną na bok głową z zaciekawieniem patrzyło się na mnie. Wyglądało jak duża kobieta, usta oraz policzki miała zasłonięte czarną maską, z której co oddech wydobywała się mgiełka. Szeroko otwarte białe oczy, bez źrenicy i tęczówki, ani na chwilę nie spuszczały z mnie uwagi. Czarne włosy ułożone były w wysoki kucyk. Grzywka przykrywała trochę prawego oka. Na plecach połyskiwał czarno-granatowy miecz. Ubrana była w czarny płaszcz, rozpięty do końca, ukazujący pod spodem granatową koszulkę i początek czarnych jeansowych spodni. 

Jednak co najbardziej przykuło moją uwagę - wielkie dziury w ciele. Blisko kolan i łokci oraz jedna - największa - na lewym boku brzucha. Przełknęłam ślinę przerażona widokiem.

Przyglądałyśmy się sobie uważnie, żeby nagle od siebie odskoczyć. Patrzyłyśmy się niepewnie, czekając na kolejny ruch którejś z nas. 

Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że ją skądś kojarzę. Klepnęłam się po głowie, aby rozmazane obrazy pokazały mi coś, czego ja nie mogę sobie przypomnieć. 

- Ty jesteś... Ten no- 

Przekręciła głowę na lewy bok. Chyba sama mnie skąd kojarzyła. 

- N-nju? 

- Nie wiem skąd Cię pamiętam, ale... Widziałam Cię gdzieś... Na... No kurwa... Wiem, że to głupio brzmi...

Postać podeszła znowu do mnie blisko. Obserwowała mnie dalej, mrużąc oczy. 

Draga... Boję się... boje się tego, że możemy z stamtąd nigdy nie wrócić. Jedziemy z brakiem jakiejkolwiek gwarancji. Jeden błąd, a wszystko może legnąć w gruzach. Musimy wierzyć, że wrócimy do domu. Dla ciebie zostawiam swój pusty dom, któremu od dawna brakuje duszy radości i miłości, które kiedyś tu były. Nikt nie wie, że znikamy, nikt. Mówię Ci to, bo może nigdy potem nie być na to okazji...

- Draga... Wróciłyśmy do domu. - kilka łez spłonęło mi po policzkach. 






KONIEC

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

3.Tam gdzie nie znajdzie nas nikt...

35. END