35. END

35. END
         - Draga!!! - wrzasnęłam kiedy udało mi się wstać na równe nogi. 
       Po dostaniu kolejnymi atakami, przeturlaliśmy się na kilka kilometrów. Dziękowałam Boginiom, że nic poważnego mi się nie stało ani Dradze.
       Moja partnerka, lekko chwiejąc się, sama wstała z ziemi. Odwróciła się w moją stronę. Łzy spłynęły mi po policzkach. Nie wyglądała jakby się bała. Stała dumnie wyprostowana do maszyny, która wyła do nas niemiłosiernie. Zaraz głos ucichł gdy sprzęt rozleciał się na kawałki pod wpływem górnego ataku Drago. Pomachałam do nich, że wszystko z nami okej i odlecieli dalej walczyć. Tak samo jak my. 
        - Kiritta... - wyszeptała pół-szeptem. Podniosłam wzrok wyżej. 
        Za jej głową krajobraz wyglądał tak strasznie. Tak ponuro. To nie ten sam świat, który poznałam - wesoły, przyjazny, bezpieczny - ten świat możliwe, że zaraz legnie w gruzach, pod ciężarem oprawców.  
        - Kiritta, jesteś tam?! 
        - Tak! Mieliśmy chwilowe mocne urwanie głowy, Lilio... 
        - Spodziewałam się. - jej głos wydawał się nad wymiar spokojny, jak na toczącą się bitwę. Dwa razy widziałam je w akcji, ale zaraz potem uciekły nam z pola widzenia. 
         Teraz dzwoniła do nas z ważną wiadomością, która musiała być natychmiast wysłuchana. Po mimo braku czasu na słuchanie, bo co chwila metal latał koło łba. 
        - Musicie we dwie dotrzeć do naszej bazy. Wyśle Ci współrzędne jak tam dotrzeć szybko. 
         - Co!? My!? 
         - Musicie dopaść ją! My jakoś odeprzemy ataki! Jesteście najbliżej! Hasło- maszyna- TERAZ! 
         Połączenie przerwało się, ale namiary zaraz przyszły. Widziałam, że nie mogłyśmy odmówić. Z gulą w gardle ruszyliśmy przed siebie co jakiś czas unikając ataków. Myśl śmierci krążyła mi po głowie bez ustanku. Jeżeli to skrzanimy, to będzie koniec. 

        Nasz. 

        Naszych przyjaciół. 

        Niewinnych osób oraz bakuganów. 

        Wracając do rzeczywistości ujrzałam z oddali drewniany wielki budynek - jej posiadłość. Jako jedyny stał jeszcze cały. Widziałam, że nie potrwa to długo, dlatego musiałyśmy się pospieszyć. 
         Draga szybkim tempie wróciła do formy kulistej, by usiąść mi na prawe ramię. Jak ninja weszliśmy tylnymi drzwiami, by potem powędrować po cichu do dużej kuchni. Widząc, że najpewniej służba uciekła w podskokach, swobodnie ruszyliśmy przed siebie. Według wskazówek w wiadomości od Lilii dotarliśmy do barwionych drzwi. Niepewnie chwyciłam za srebrną klamkę. Drzwi delikatnie zaskrzypiały, pozwalając nam na wejście do pomieszczenia. 
        Siedziała niewzruszona naszym wejściem do jej pokoju. Zaczęłam nawet podejrzewać, że po prostu nas nie usłyszała. Oddychała spokojnie, jakby za oknem nic złego się nie działo. 
         Sama dobrze wiedziała, że to jej wina. Wszystko co robiła, powoli rozpadało się w drobny mak. Zacisnęła palce na prawej ręce, zaciskając materiał delikatnej bordowej sukienki, która dopasowywała się do reszty elementów jej ubioru. Całe pomieszczenie było dość w ciemnych barwach utrzymane. Nagle wstała na równe nogi, lecz ku mojemu zaskoczeniu, nie odwróciła się do nas. Powolnym krokiem podeszła do drzwi balkonowych, aby zaraz je otworzyć. Podeszła do poręczy.
         - What kind of world do we live in, where love is divided by hate, losing control of our feeling, we're dreaming this life away - mogłam od razu stwierdzić, że nuci jakąś piosenkę. Oparła się o brązową poręcz na balkonie. Zaczęłam powoli do niej podchodzić. - What kind of world do we live in, where love is divided by hate, selling our soul for no reason, we all must be dreaming this life away, In a world so cold. 
         - Nju! - pisnęła nagle moja partnerka. Ja przerażona podskoczyłam w miejscu. W pierwszy sekundach miałam ochotę pizdnąć Dragę za jej zachowanie w tak poważnym momencie. 
         Dopiero gdy niefortunnie spojrzałam się na fioletowy dywan, który był w pokoju dostrzegłam wystającą rękę. Zakrwawioną rękę. Odsunęłam się w bok. 
          Osoba była mocno wychudzona. Miała piękne długie blond włosy oraz niebieskie głębokie oczy. Martwe oczy. 
         Szkarłatna krew jeszcze spływała z brzucha i ust ofiary. Barwiła szmacianą białą sukienkę na czerwony. 
         -  It starts with pain, followed by hate, fueled by the endless questions, no one can answer, a stain covers your heart and tears you apart, just like a sleeping cancer... 
         Wróciłam do blond-bordo włosej. Teraz siedziała na poręczy wpatrzona w intruzów - czyli nas. W oczach zobaczyłam żal, pustkę. Jakby sama miała zaraz skonać. Odchyliła głowę do tyłu, wiatr delikatnie miotał włosami.
         - Stój! - wrzasnęłam przerażona, podbiegając do wyjścia. Wysunęłam do niej ręce, jakbym chciała ją złapać w ramiona. Jeśli ona skoczy to nie wyłączy maszyny!  - Przecież można to wszystko odkręcić! Tylko daj szanse! 
        - Sobie czy światu? - w głosie wyczułam chrypkę, a za nim ukryty strach. - Światu nie ma co dawać, on tylko zabiera a co do siebie, nie mam już żadnych wymagań. Zrobiłam wszystko co chciałam. 
         - Twoim marzeniem był terror? 
         - Od kiedy, gdy moi rodzice zmarli. Przez dwa miesiące straciłam ich obu, bo chcieli być n-i-e-s-a-m-o-w-i-ci. - chwyciła palcami za skonie u nosa. - Wciąż nie rozumiem, jak można było być takimi głupcami. Chcieli ulepszyć nasze światy. Wiesz, że te roboty miały zastąpić bakugany aby one nie musiały walczyć? 
          - S-serio-
          - Przestawili je najnowszym firmom, ale nie!!! Nigdzie się to nie przyjmie. Chcieli jeszcze bardziej je ulepszyć i wiesz co? - przychyliła się delikatnie do przodu. - Paliwo jest dość trujące, a jego gazy... to już w ogóle. W ciągu kilku dni wytworzyły raka i zabiły moje najbliższe osoby. 
          - Robisz to dla zemsty...? - zacisnęłam ręce w pięści. Ona obojętnie, jakby pytanie było głupie, prychnęła. 
          - Oczywiście. Mózg mi trochę siadł. Tak samo jak dla mojej starszej siostrze. - pstryknęła palcami, przybierając złowrogi uśmiech. Odsunęłam się od niej o krok do tyłu. Stojąc tutaj z nią, czułam to coraz większy strach o moje i Dragi życie. - Musiałam ją zabić, sama tego chciała. Nasze życie dawno się rozsypało. 
          - Żebyś zachowała się normalnie ona by dalej żyła, tak jak inni poszkodowani ludzie oraz bakugany. Oni o niczym nawet nie wiedzieli! 
         - Nie umiem patrzeć na bakugan. W oczy. - odwróciła wzrok od nas w prawo. - Czuje przed nimi obrzydzenie. Tak samo jak przed ich partnerami lub - zrobiła pauzę. - partnerkami. Osobiście uważam, że wszyscy się pogubiliśmy w tym świecie. 
         - Dlatego daj nam szanse na odnalezienie naszej drogi. Jeśli nie chcesz wpisać, to chociaż podaj te cholerne hasło do systemu! 
         Pokręciła głową przecząco. W prost kpiła sobie z nas. Zaśmiała się psychopatyczni na całe gardło. Przez chwilę miałam wrażenie jakby tysiące diabłów wyło przez jej struny głosowe. Nie wiele myśląc podeszłam kilka kroków bliżej z zamiarem złapania jej w ramiona. Nie było innego wyjścia. 
          Schowała ręce za siebie, dalej się śmiejąc nam w twarze. Stanęłam bez ruchu gdy zza siebie wyciągnęła ręczny pistolet. Czas stanął w miejscu. Strzeliła dwa razy w moim kierunku. Jedną wycelowaną w nogę cudem ominęłam, ale drugą nakierowaną na lewy bark już nie. Trafiła w złączenie ręki oraz barku. Krzyknęłam obolała, upadając na prawe kolano. Wtedy Draga dygnęła wrzeszcząc coś po swojemu, ale zajęta bólem i trzymaniem tego miejsca nie zwracałam wcale na niej uwagi. Skrzywiona podniosłam wzrok. 
          Skoczyła. Nie ma jej. 
          To koniec. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

3.Tam gdzie nie znajdzie nas nikt...