28. Bądź przy Mnie
           - Kostka jest jedynie skręcona. Przypiszę Ci odpowiednią maść, która w kilka chwil doprowadzi ją do ładu. - uśmiechnął się lekarz, który właśnie pisał na kartce nazwę odpowiedniego preparatu dla mojej osoby. Kiedy skończył dał mi ją i nakazał iść do pielęgniarki przy recepcji, która ma przynieść mi maść.
Z pomocą kuli wstałam z zielonego łóżka. Po szybkim pożegnaniu się z doktorem, wyszłam na korytarz budynku lekarskiego. Zimne powietrze zaatakowało mnie, przyprawiając moje ciało o lekkie dreszcze. Moich sześciu towarzyszy dawno już przy mnie nie było, bo dostali od przyjaciółki wezwanie, na które musieli szybko lecieć. Dan, chłopka ubrany dominująco na kolor czerwony, zanim zniknął mi z oczu wrzasnął, że mam na niego czekać w tym budynku aż nie wróci, tylko o której on tutaj powróci?
Stanęłam przy recepcji na przeciw wysokiej dziewczyny. Podałam jej małą żółtą karteczkę, chwile na ją popatrzyła. Zmrużyła oczy. Wróciła do mnie wzrokiem, po czym wskazała na krzesła będące z mną.

- Zaraz będę. Poczekaj minutkę. - zniknęła za drzwiami.


Zadowolona skierowałam się na pierwsze lepsze miejsce. Znowu poczułam uczucie samotności. Miałam ochotę spać, o jedzeniu oraz piciu to już nie wspomnę. Pokój jeszcze nie mam, ale wkrótce mam dostać klucze do niego. Zamknęłam oczy. 
Podczas krótkie podróży w to miejsce spytałam się chłopków, czy dzień temu nie pojawiły się w bazie moje przyjaciółki - Sara Heart i jej bakugan Haos Anastazja - zrobili zdziwione miny. Ich odpowiedź była, jak się spodziewałam, przecząca. Skoro nie dotarły tutaj - gdzie one się teraz podziewają? Mają jakieś kłopoty? Na pewno mają, bo tak by tutaj dotarły całe i zdrowe. Szlak by to trafił, znowu. Kolejny raz czuje niepokój w gardle, gulę która rośnie z każdym moim niepokojem. Brakuje mi powietrza, złe rzeczy plątają mi się w głowie, jak czarne zaklęcie. Chcę stąd uciec, w tym momencie. Za dużo rzeczy zaciska się na mojej duszy. Wszyscy moi przyjaciele zamilkli, jakby ktoś zakleił im buzie. 
Pustka to jedyne uczucie jakie mi teraz towarzyszy. 

Gdzie jesteś Draga?
- Twoja maść. - podskoczyłam jak poparzona. Młoda dziewczyna trzymała w ręce małe, okrągłe pudełko. Blondynka po cicho zaśmiała się, widząc moją przestraszoną minę. Zgrabnym ruchem podskoczyłam bliżej. - Tylko uważaj, nie zbyt ładnie pachnie...
Uśmiechnęłam się krzywo, gdy zapach dotarł do moich nozdrzy. Jeśli to gówno nie będzie działać to się powieszę u siebie w pokoju albo ten zapach mnie udusi. 
- Dam radę. - mruknęłam do dziewczyny. Przede wszystkim nie miałam innego wyboru, kostka mówiła sama za siebie. Delikatnie kiwnęła główką, po czym poleciała w głąb korytarza, z którego wyszłam od doktora.
Otwarcie drzwi z kulą i chorą kostką to nie zła zabawa. Muszę się nauczyć tego do perfekcji, bo nie wiadomo ile będę musiała to robić. Nie zawsze będę miała gwarantowaną pomoc. Teraz też jej nie mam. Mogłam się zapytać pielęgniarki, gdzie są pokoje, bo teraz stoję jak debil na wietrze. Westchnęłam ciężko nad swoim losem. W pierwszej chwili miałam się zawrócić z powrotem do środka, ale w pół okiem ujrzałam biegnącego w moją stronę Daniela Kuso oraz jego partnera Drago. Ucieszyłam się w duchu. Może dzień nie będzie taki zły?
- Wybacz za spóźnienie... - powiedział lekko zadyszany chłopka. Poprawił swoją roztrzepaną czuprynę. - Daleko strasznie od placu walk do mini szpitala...
- Przybyliście w samą porę. Tylko co wyszłam z budynku.  
- Zawsze zjawiamy się na czas. - wyprostował się dumny. Bakugan Pyrusa wskoczył na jego lewe ramię. - Jak noga się miewa?
Zniżył zaciekawiony wzrok, wycelowałam kulą mu w nos.
- Jak Ci się wydaje? - otworzył buzie aby coś powiedź, gdy nagle zmarszczył nos. Dla jego niewiadomej podsunęłam bliżej do jego nosa plastikowe pudełko z maścią. - Chcesz powąchać z bliska.
- Nie... - zaprzeczyli razem. Obaj zaśmieli się na swoją reakcję. Zgodni jak nie wiem co, muszę przyznać. Odwróciła wzrok - czy ja z Dragą jesteśmy takie zgodne, nawet w takich drobnych sprawach jak na przykład zapach? 

Ruszyliśmy w drogę w zupełnej ciszy. Niebo powoli przybierało kolor bardzo ciemnego granatu. Noc zbliżała się nie ubłaganie, a mi odechciało się spać. 


To miejsce różniło się od naszej bazy. Tutaj było... o wiele weselej. Co jakiś czas chłopaki witali się z kimś, a jak zjeb stałam z tyłu. Piąte koło u wozu.


Rozglądnęłam się wokół własnej osi. Znowu poczułam magię tego miejsca. Nowa Vestroia była taka dzika, a zarazem spokojna. To kraina, w której nowoczesność z tradycją łączą się ze sobą. Żeby nie ta wojna, człowiek mógłby na spokojnie sobie się zrelaksować, odpocząć. Dlaczego jakaś paniusia chce to zniszczyć, taki pokład niesamowitego dobra, harmonii oraz szczęścia. Miejsce to udowadnia, że dwie różne cywilizacje mogą ze sobą się dogadać i na dodatek sobą żyć na jednej planecie.
- Jesteśmy na miejscu! - brązowo włosy wyrwał mnie z transu. Otworzył mi szklane drzwi do budynku. Pierwsze wrażenie - to wygląda jak luksusowy hotel. Recepcja miała kompozycje z ciemnych odcieni różu oraz czerwoni. Wszystko było w tym kolorze - fotele, ławki, stoliki, blat od recepcji, dywan na podłodze... jedynie wielki napis Witaj!, znajdujący się nad drzwi wyjścia oraz wejścia do środka był koloru złotego. - Poczekaj tutaj, przyniosę klucze do Twojego pokoju. 

Zniknął w małym tłumie ludzi. Znowu czekaj, czekanie mnie męczy. Mogłam poprosić Daniela o przejście się do jadalni czy jakiejś kuchni... Mój żołądek coraz głośniej odprawia orkiestrę. Wtedy miałabym zajęcie na godzinę, góra półtorej. Przy okazji napiłabym się czegoś ciepłego. Najważniejsze żeby było mokre. 

- Jestem! - podniosłam głowę w jego stronę. Wyglądał jakby zaraz miał eksplodować z radość. Jak opętany machał mi kluczami przed nosem. 

- Dan, bo zaraz je zgubisz... - fuknął na niego bakugan. Uśmiechnęłam się krzywo, biorąc klucze do rąk. Na małej różowej plakietce widniał napis Pokój 232

Skręciliśmy w lewy korytarz od drzwi. Zaraz przed nami, chwała Bogini, pokazały się drzwi windy. Uśmiechnęłam się uradowana - jeżeli by ich nie było - doczołgałabym się jakoś na górę albo Daniel nade mną by się zlitował. Chłopak wybrał najwyższe piętro budynku. Przez chwile staliśmy w totalnej ciszy, nawet nie grała typowa irytująca muzyczka. 

- Dan... - zaczęłam, widząc że powoli dojeżdżamy na górę. Brązowo włosy oraz bakugan spojrzeli się w moją stronę. - Nie chcę was męczyć już bardziej i tak dużo dla mnie robicie, ale... 

Żeby teraz było śmieszniej, mój brzuch sam postanowił się odezwać. Ciepło od razu zagościło na moich policzka. 

- Chyba rozumiem o co Ci chodzi... 

- Nie. Odzywaj. Się. - wyjąkałam jeszcze bardziej zawstydzona. Bogini, niech to się skończy. Na dziś już mi wystarczy upokorzenia. Jak na jeden dzień to przesada. 

- Ty pójdziesz do pokoju, rozgościsz się, a my pójdziemy do kuchni po coś dobrego. - kiwnęłam głową. Ten plan bardzo mi się podoba, zważając na fakt, że miałam na dziś dość łażenia. 

Kiedy dojechaliśmy na miejsce, od razu dobiegły mnie radosne rozmowy innych ludzi. Szybko wysiadłam z transportu, bo kolejny ludzie wchodzili do niego. Nie byłam pewna czy chłopacy widzieli jak do nich macham, ale czynność został przeze mnie wykonana. Mogłam iść ze spokojem do swojego lokum. 

Pokoik był nie wielki, na pewno mniejszy niż ten, który mieliśmy z Dragą na spółkę. Nieduży kwadracik z wyjściem na też nie za duży balkon. W mieszkaniu stały jedynie duża szafa, niewielkie łóżko do spania oraz mała szufladka koło niego. Ściany były zwykłego koloru szarego. 

Runęłam na łóżko. Pachniało wczesną wiosną, młodymi pędami liści, wczesnymi kwiatami. Automatycznie usłyszałam ćwierkanie ptaków. Mój organizm cały rozluźnił się, stres na chwile odszedł. 

Poczułam się jak w domu. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

3.Tam gdzie nie znajdzie nas nikt...

35. END