26. Gra o Wszystko
              Szary metal nad moim nosem - pierwsza rzecz, którą zobaczyłam po przebudzeniu. Zrobiłam obrót gałkami ocznymi. To na pewno nie jest niebo. Tego byłam pewna w stu procentach. Ruszyłam delikatnie ciałem. Ból przeszył moje ciało, wzrok automatycznie znalazł się niżej. Zgnieciona ściana przygniotła mi prawą stopę oraz kostkę. Wróciłam na wiszący nade mną ciężką powierzchnię. 
          Przełknęłam ślinę, czy to co widziałam, to była prawda, czy tylko wytwór mojej wyobraźni? Z trudem udało się wyzwolić moją nogę, ból dalej dawał o sobie znać. Przyglądnęłam się jej uważnie - brak o znaków złamania, brak krwi. Najpewniej jest skręcona, tyle mogłam zakładać z moimi umiejętnościami lekarskimi. W podskokach wyszłam z podziurkowanego statku Lilii i Ariel. 
           Totalne pustkowie. Na ziemi leżało jeszcze kilka statku podobnych do tego, z którego wylazłam i maszyn zabójców. Ogień zżerał niektóre z nich powolutku. Gdzie są wszyscy? Wrócili do bazy bez mnie? Oczywiście, że bez ciebie ciołku. Tak byś tutaj nie leżała i nie cierpiała tak bardzo z powodu nogi. 
          - Jak mam wrócić... do bazy? - jęknęłam sama do siebie. Pomocy znikąd, transporty jakiegoś brak, bo z tą nogą to Seleński rok minie zanim się dostanę na miejsce. Też fajnie by było wiedzieć, w którą stronę iść, nie? Palcami chwyciłam się za kraniec nosa. Myśl, dziewczyno myśl! Olśnienie! Bakumeter, no przecież! Wybrałam najpierw numer do Lilii. Cisza. Klara - to samo, Sun - po piątym sygnale rozłączyłam się sama. Nawet spróbowałam do Sary kilka razy, ale bez żadnych efektów. Cała nadzieja poszła w pizdu... 
        Usiadłam bezradnie na ziemi, nogę delikatnie rozprostowałam. Gdybym tylko wyleciała z Dragą... Może jednak mamy do siebie jeszcze słabe zaufanie? Teraz miałam ochotę żeby mnie ktoś przytulił albo chociaż siedział tu obok, seryjnie. Dawno tego nie robiłam, nie pamiętam kiedy ostatni raz czułam się spokojna. Moje miejsce znajdowało się przy zespole, czułam się o wiele raźniej w ich obecności. Nie przeszkadzało mi tak bardzo, że jestem w innej galaktyce. Nie byłam sama. 
       Zamyśliłam się - w takim razie żałuje, że wyleciałam z Selen? Nie mam pojęcia - na pewno moja osoba jest, tylko jest. Nie robiłam nic szczególnego, nic oprócz zamieszania. Skuliłam się. Tęsknie za domem, lecz też nie chce do niego wracać, nie teraz gdy... Właśnie co? Co się stało gdy najpewniej mnie, wzięli za martwą? Pierwsza rzecz jaka przychodzi mi do głowy to polecieli innym statek. Na razie wolę nie dopuszczać do siebie myśli, że nasz plan poszedł w diabły, a moi przyjaciele siedzą za kratkami. Moja samotność wróciła - zostałam sama z nowymi pytaniami. Życie bywa strasznie nie sprawiedliwe. 
         Kawałek metalu opadł niedaleko mojego położenia. Podskoczyłam przerażona. Dobra, czas słowa przerodzić w czyny! Aktywacja programu CUD ( czyt. CZAS UNIEŚĆ DUPĘ XD). Jeśli chce zobaczyć jeszcze swoją planetę, rodzinę, przyjaciół muszę wziąć się w garść i wreszcie przestać srać się w gacie! Czas na rewolucję! 
        - Chodź Drago sprawdzimy jeszcze tam! - dobra jednak wrócę do typu wiania i schowam się zza części statku. Taki ze mnie dzielny wojownik. Draga byłabym ze mnie dumna. 
        Dzielny wojownik, czyli ja, wychylił głowę w celu obczajenia sytuacji wokół obecnej. Czerwony smok stanął na polanie, rozglądając się dokładnie. Dopiero po chwili dostrzegłam mężczyznę, który w najlepsze stał mu na lewym ramieniu. Bakugan delikatnie odłożył go na ziemię. Podszedł trochę do przodu. Wyjrzałam bardziej, doszli do niech jeszcze dwa bakugany oraz dwóch mężczyzn. Jeden wysoki z czarnymi włosami, a drugi odwrotnie - blondyn z dużymi okularami. Żarliwie zaczęli rozmawiać. Chętnie bym posłuchała o czym dyskutują. Wychyliłam się bardziej. Ciekawość ludzka nie zna granic, wiem że to głupie zaglądać ( miejąc świadomość, że to nasz wróg, który więzi moich przyjaciół ) Ale może jest szansa, że doprowadzą mnie do bazy. Oczywiście mojej, nie ich. Taka hardkorowa nie jestem żeby lecieć sama ich ustawiać po kątach, a by się przydało namówić ich do współpracy, bo czasu coraz mniej zostało. Prawie, że nic. Też zależy ile spałam... mam nadzieję, że nie długo. Było by do dupy gdyby tak z dwa dni. Nie no bez przesadyzmu, gdybym spała dajmy na to jeden dzień, maszyny oraz statki dawno przestałyby płonąc ogniem. Myśl realnie choć raz debilu. 
          Czarno włosy nagle odwrócił się w moją stronę. Nie mam zielonego pojęcia czy wyczuł, że ktoś wtrąca nos do ich rozmowy czy tak przypadkowo. Najbardziej interesował mnie fakt, iż moja obecność jest już wiadoma. Jak kangur, skacząc ruszyłam do ucieczki. Tylko gdzie uciec, żeby jednak się ukryć? Chłopak nie dawał za wygraną, bo słyszałam dokładny tupot stóp. Boginie, czuje się, jak jakiś dziki zwierz co wszystko słyszy. Skręciłam w prawo i upadłam ciężko na ziemię. Puściłam cichy syk. Resztkami sił przyczołgałam się pod resztki sufitu. I teraz w Imię Bogini, proszę o pomoc, bo będzie po mnie! 
           Cisza. Jedynie co słyszałam to palący się metal. Nawet się zastanawiałam czy żyję, bo nie czułam ze strachu tętna. Kroki. Buty koloru czerwonego, zatrzymały się przed moim nosem. Przestałam oddychać na moment. Zaraz doszły jeszcze cztery nogi. Były trochę dalej niż pierwsze. 
        - Wydawało Ci się Shun... - mruknął jeden. - Nikogo tutaj n...
         Znowu cisza. Oddech przystał. Przysłuchują się. 
         - Nie jestem tego taki pewnien... - odparł prawie szeptem. Podszedł do czerwono butego. Cholera jasna. Wypuszczałam i brałam tlen jak najciszej. Oni mnie zjadą i zabija jak psa! Jestem tego pewna! Te ich głosy są już podejrzane, a co mówić o wyglądzie. Albo wrzucą mnie na pożarcie! Draga gdzie jesteś! Sara, Lilia, Klara, Sun pomocy! Nie mam szansy uciec. Jeśli nawet bym wystartowała, daleko z noga bym nie dobiegła. Wrogowie są sprawni, ja już nie koniecznie. 
          Czarno włosy kucnął. Adrenalina rosła z każdym jego oddechem. Strach atakował mój umysł. Miałam ochotę wrzasnął ze strachu i bić ich jak popadnie. 
         - Stary... - mężczyzna na zielono ubrany przerwał myśl kolegi. Byłam przekonana, że pokazał placem, żeby był cicho. Włożył rękę pod spód. 
        On jest nie normalny. Gdybym coś miała dźgnęłabym go w tą rękę, ale niestety... Lewa ręka przesunęła się bliżej mnie. Wszystkie wspomnienia z życia przeleciały mi przed oczyma. Nigdy tak się nie bałam jak w tym momencie. Była tak blisko, odczuwałam wrażenie odbijającego się ciepła od niej. Kilka centymetrów o de mnie zatrzymała się. Powtórnie ruszyła w odwrotną stronę. Jak zaklęta obserwowałam jego poczynania. 
        Serce wali mi jakby miało zaraz wyskoczyć. Jego ręka jest znów za blisko. Do mojej twarzy brakowało mu z dobre pięć centymetrów, gdy... Wisłam jak dzika małpa. 
       - ZOSTAW MNIE TY CHORY POJEBIE!!! - szczere nie byłam pewna czy najpierw oni wisnęli jak baby, czy ja zaczęłam machać bez celu rękami jak zjeb. Miałam aktualnie w dupie, że jestem głodna, przestraszona, że noga boli! Liczył się gest obronny! 
       - Ej no spokojnie! - wrzasnął jeden. Opanowałam ruchy, lecz wciąż byłam przygotowana na dalszy atak. - Wyjdź do nas, nie musimy od razu się bić. 
       - Skąd mam wiedzieć, że jestem bezpieczna? - zapytałam ironicznie. Chłopak na czerwono ubrany kucnął. Teraz mogłam dokładnie mu się przyjrzeć. Brązowe włosy miał roztrzepane na wszystkie strony świata, a na nich gogle. Oczy wpadające po kolor czerwieni wpatrywały się na mnie z zaciekawieniem. Uśmiechał się od ucha do ucha. Tak, bardzo śmieszne jest patrzeć na dziewczynę, która przed Tobą się chowa po kątach. Jego czerowny bakugan podleciał do mnie. 
       - Utknęłaś? - wypalił prosto z mostu. Jego partner szerzej się uśmiechnął. 
        - Wybaczcie, że zepsuje wam humor, ale nie, po prostu odpoczywam od życia codziennego. - artystycznie pomrugałam oczami, po czym przybrałam z powrotem poważną minę. - Jak przestaniecie mnie okrążać to może stąd wyjdę.
        Od dziś postanawiam, że muszę iść na siłownię, bo moja kondycja jest do bani. Dobra, najpierw niech noga "odpocznie".
        Teraz miałam na widoku wszystkich w całości. Zmarszczyłam brwi, czuje jakbym gdzieś ich już widziała... Albo są do kogoś podobni... Ale do kogo...
        - Coś nie tak? - zapytał najniższy z całej paczki zgromadzonych. - Źle się czujesz?
         Dębska dostała olśnienia! Oni nas zaatakowali w pierwszy dzień, kiedy szukaliśmy ich bazy! Jednak mój mózg jeszcze funkcjonuje. On w ogóle istnieje, taki ciekawy fakt.
          - Chodź, pomogę Ci iść. - piwnooki wyciągnął do mnie rękę. Podniosłam ręce w geście obronnym.
          - Poradzę sobie sama...
          - Z tą nogą? - można powiedzieć, że zbili mnie wzrokiem. Zniżyłam wzrok na spuchniętą kostkę. Ta noga przynosi mi perfidnie pecha. Nagle chłopak ubrany dominująco na czerwony kolor podszedł do mnie, nie przestając się uśmiechać jak debil. 
        Zabierzcie mnie stąd. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

3.Tam gdzie nie znajdzie nas nikt...

35. END