1.Początki Wielkiej Przyjaźni

Kiedyś moja mama opowiadała mi przed snem niezliczone historie o super bohaterach czy bohaterkach, którzy co dzień musieli uratować świat przed złymi osobami. Oczywiście każda taka baśń kończyła się cudownie majestatycznym zakończeniem z fajerwerkami oraz okrzykami chwały dla zwolenników dobra. Nie obyło się też bez gróźb łotrów i powtórny ich powrót już zaraz w następnych bajkach. 

Gdzie teraz są Ci bohaterowie?

Te mity mam już dawno pochowane u siebie w mózgu i tylko kiedy wspominam dobre czasy dzieciństwa wspominam o nich jakby to wszystko było wczoraj. 

Bo wcale nie mam już osiemnastu lat na karku oraz dorosłości za pasem. 

-Widziałaś to Marlena?! Wreszcie udało mi się zrobić mostek! - krzyknęła Minx, podskakując w miejscu jak zająć z radości, z wykonanego przed chwilą czynu. Podniosłam zaciekawiona wzrok znad komórki, aby zobaczyć euforie koleżanki na gumowym boisku szkolnym w naszej małej wiosce. Uśmiechnęłam się delikatnie w stronę uradowanej dziewczyny. 

Powiedzmy sobie w sekrecie, że widziałam to "pół okiem". 
- Długo ćwiczyłaś, więc musiało się w końcu udać. Trening czyni mistrza - odpowiedziałam poetycko i szybko wróciłam do poprzedniej czynności. Przecież nowe  bluzy mojego ulubionego zespołu same się nie obejrzą! 
- Zgadnij kto ją uczył. - powiedziała Jinx, młodsza siostra brązowo-zielono włosej. - To był sprawdzian mojej wytrzymałości psychicznej.
Przewróciłam oczami lekko zniesmaczona. Ta mała osoba potrafiła w jednej sekundzie zwrócić na siebie całą uwagę. Po mimo, że zrobiła poważną postawę ciała oraz odpowiednią do tej sytuacji minę, dalej wyglądała dziecinnie a była jedynie od nas rok młodsza. 
- Jaka wytrzymałość psychiczna? - zapytała zielonooka z drwią w głosie. Minx schyliła się delikatnie do przodu i jak prawdziwy poszukiwacz zrobiła lornetkę z dłoni. - Jakoś jej nigdzie nie widzę... Chyba zrobiłam się ślepa na stare lata. Podajcie mi jakieś okulary czy szkiełka - zaśmiała się dziewczyna, a tym samym jej siostra posłała jej mordercze spojrzenie, nie wróżące nic dobrego.
Uwaga, właśnie rozpętała się druga wojna światowa*. 
W ciszy przyglądałam się swoim koleżankom, które rozpętały pomiędzy sobą ostrą dyskusję, która na razie nie wyglądała aby miała szybko się skończyć. 
Wnikając bardziej w to miałam wrażenie, że słów do cenzury jest stanowczo za dużo. 
Krótko przedstawiając obie panie - dwie siostry rodzone, ale jedna starsza od drugiej. Zżyte ze sobą jak nikt inny, chociaż czasami potrafiły dać sobie na wzajem w kość. Nikogo nie dziwił fakt iż razem poszły do tej samej klasy. Wyglądem trochę do siebie podobne, charakterem - ani trochę. 
Jinx Stafa - burza nieskończonej energii, która tylko czeka na jej uwolnienie. Jeden sygnał i już wkracza do działania. Tej burzy nikt nie zatrzyma - nie licząc rodziców oraz czasem Minx. Dziewczyna o niskim wzroście, wielkich niebiskich oczach oraz mocno szczupłej sylwetce dawała każdej nowo poznanej osobie pozory grzecznej małolaty.
Minx Stafa za to spokojna osoba lubiąca dużo ciszy oraz spokoju. Do jej ulubionych zajęć zalicza się czytanie grubych książek, oglądanie jeszcze dłuższych filmów oraz seriali czy relaksowanie się na kocu wśród samej natury. Każda herbata z łyżeczką cukru to jej przepis na dobre samopoczucie. Minx zawsze powtarza, że przebywanie z nami wywołuje u niej najgorsze cechy a mimo tego też zaraz dodaje, że nas lubi mimo to. 
Czy tylko dla mnie to dziwnie zawsze brzmi?
Powiem sobie szczerze - dzięki tym cechom potrafiłam w młodszym wieku je rozróżnić od siebie. 
Teraz nie mam z tym problemu. Znam je bardzo długo, tym bardziej, że postanowiły pofarbować końcówki włosów na inne kolory - co dla nowych poznanych osób dawał brak problemu pod tytułem: ,,Która to, która?" 
- Marlena!!! - z mojej głębokiej wyobraźni szybko wróciłam na Selen. Kiedy tylko podniosłam wzrok zobaczyłam nad swoją głową dwie wkurzone na siebie siostry. 
Jinx - ze złości gniotła żółtą spódniczkę, a Minx robiła to samo ze swoją długą prawie do ziemi granatową spódnicą. Boginie, zabierzcie mnie stąd. Co mnie opętało żeby tu przyjechać. 
- Co ja mam zrob-
- Jak to co?! - pisnęła jedna z sióstr Stafa. - Ona znowu specjalnie robi mi na złość! 
- Chyba sobie kpisz! - warknęła Minx. Przybrała pozycję bojową - ręce założyła na klatce piersiowej. - Nie powiedziałam nic złego a ty od razu robisz awanturę o byle gówno!
- Robisz ze mnie jakąś idiotkę! - spojrzałam się na Jinx. 
- Dziewczyny - zaczęłam, ale szybko zostało mi przerwane już po pierwszy wyrazie. 
- Chyba ty sama z siebie!
- Odszczekaj to debilko! 
- Odszczekać to Ci może nasz pies a ja mogę co najwyżej czekać na przeprosiny! 
- Nie dosłyszałaś?! Zrozum to debilko, że masz mnie pierwsza przeprosić! 
- Chyba w snach głucha idiotko! 
- Zaraz jak chcesz to zaśniesz snem wiecznym! 
- Patrz żebyś zaraz ty nie odwiedziła nagle naszego dziadka!
- Dawaj ty mała zielonowłosa gnido! 
- Dość! - krzyknęłam na całe gardło. Dziewczyny popatrzyły się na mnie lekko osłupiałe. - Dajcie żyć moim uszom! 
Kiedy tylko udało mi się skończyć zdanie, położyłam się plackiem na ziemie i zasłoniłam dłońmi uszy. Nie dość, że i tak robiłam się powoli zmęczona, bo dochodziła już powoli dwudziesta trzecia, to na dodatek mój mózg czuł wibracje od krzyków oraz warknięć. No i weź wybierz się do ludzi. Zaraz już próbują ciebie ogłuszyć. 
- Jak chcecie idźcie razem się utopcie w stawie na zgodę! 
Chwila ciszy zaraz została wypełniona śmiechem dwóch sióstr a potem jeszcze moim rechotaniem. Dopiero po dłuższej chwili udało nam się jakoś siebie uciszyć na tyle aby jakoś ułożyć spójny oraz normalny dialog. 
- Bardzo chętnie, pani kapitan! - zasalutowała w moją stronę młodsza. - Ale do jakiego stawu mam iść? 
- Myślę, że do tego u waszego sąsiada. - uśmiechnęłam się na wspomnienie zielonej mazi a nie czystej wody. Nie mamy pojęcia, co on tam wlał, lecz na pewno nic legalnego. Toż to ta woda buzuje od nadmiernego gorąca! 
- Weź fuj! - pisnęła Minx. Widać, że dreszcz przeszedł jej po plecach. - Jak sobie o niej pomyśle to od razu mam dziwne ciary na plecach. 
- Przecież widziałaś ją tylko z daleka. 
- Mimo to chciałabym kiedyś o niej zapomnieć. 
- Musisz się stąd wyprowadzić. - stwierdzała od razu jej siostra, która wolnym krokiem ruszyła po piłkę na drugi koniec boiska. Chwała Bogini, że ktoś mądry założył tutaj lampy, które świeciły w wakacje całą pompą. - Najlepiej na drugi koniec świata! 
- Phi, prędzej ty-
- Dobra, dobra. - jęknęłam szybko. Zdesperowana podniosłam ręce ku górze jakbym miała zaraz paść na kolana i modlić się do Pani Bogini. - Bo zaraz rozpocznie się znów bitwa na słowa. Serdecznie mam już dość. 
- Nie dramatyzuj tak. - Jinx rzuciła piłkę w moją stronę, która mimo moich starań złapania, poleciała do drzwiczek wejściowych od boiska. - Przecież musisz się nami nacieszyć zanim się nie rozdzielimy na kilka dobrych miesięcy. 
Kiwnęłam nieznacznie głową. Rozłąka brzmiała teraz o wiele gorzej niż dwa miesiące temu. 
Pewien etap szkolny minął nam tak naprawdę jak jeden dzień. Teraz czekała nas Szkoła Życia* a potem praca oraz dorosłość w pełnym wydaniu. Kiedy na koniec roku szkolnego siostry stwierdziły, że dadzą swoje CV oraz starania do najlepszej szkoły w kraju ciężko było mi uwierzyć iż dostaną się dam za pierwszym razem. Oczywiście na wypadek dały wszystko i do innych miejsc. 
Szkoła, do której dostały się była najprawdziwszym raje dla ucznia. Tam poziom jest wysoki i prestiżowy. Na starcie każdy miał swój pokój w wybudowanym przez kraj budynku, to na dodatek wszystko było tam na perfekcje. Przecież szkoła miała w nazwie Perfekcja
Tak, dostały się a za miesiąc wyjadą na dziewięć miesięcy aby się kształcić na wybranym kierunku. 
- A ty jak? 
- Co? - pokręciłam głową, wracając do rzeczywistości. Siostry patrzyły się na mnie z grymasem zdziwienia.
- Pytałam się jak twoje zgłoszenie do szkoły. - powtórzyła mi Minx. - Jesteś jakaś nie dożycia. 
- Przepraszam. - nerwowo zaśmiałam się i podrapałam po głowie. - Zamyśliłam się trochę o tej rozłące po wakacjach. 
- Oh, uh... o to chodzi. - mruknęła Minx. - Przecież będziemy do siebie i dzwonić codziennie, i na pewno jak przyjedziemy na jakieś święto... 
- Ludzie!!! - krzyknęła Jinx. Odwróciłyśmy się do niej aby zaraz potem zobaczyć, że wskazuje na nas palcem wskazującym. Wyprostowała się dumnie. - To nie na całe życie! To na miesiące! Dni! Kilka lat i będziemy znów razem! 
Albo zostaniecie tam i ułożycie sobie tam życie. 
- Wiecie co, nie ma co za bardzo wybiegać w przyszłość. - starsza siostra spojrzała się w stronę księżyca. - Myślę, że czas wracać do domu. mamy jeszcze sporo czasu zanim nasze życie się zmieni. To nasz czas na odpoczynek a nie zmartwienia. 
- Masz rację... Na razie o tym zapomnijmy. 
Ta rozmowa jednak trochę nas przybiła, bo wolnym krokiem ruszyłyśmy do rowerów, które bezwładnie leżały na trawie. Cisze można było kroić nożem labo nawet siekierą. 
Powoli rozpoczęłyśmy jazdę do domów. 
- No to mów o tej szkole. - po kilku minutach zatrzymałyśmy się na podjeździe do wjazdu ich domu. Spojrzałam się na nią i westchnęłam ciężko jakby ta odpowiedź miała mi zabrać całe siły. 
No niestety miała. 
- Sytuacja wygląda tak, że jest opcja nigdzie nie pójścia. 
- Żartujesz?! - krzyknęły we dwie. - Przecież też miałaś zielony pasek!
- Wiem, no wiem, ale - zamilkłam na chwilę. Przegryzłam wargę z nerwów. Sama o tej informacji dowiedziałam się z samego rana. - Jak się okazuje na ten kierunek co chce iść do sąsiedniego miasta, w tym roku wyjątkowo startuje bardzo dużo osób z dobrymi wynikami. 
- A na ten sam w innym mieście? - Jinx założyła ręce na piersi. - Nie mów nam, że tam też. 
- Tam mogę się dostać stu procentowo, ale...
- Ale...? - ciągnęły. 
- Nie ma tam internatu. Nie stać mnie na wynajęcie mieszkania czy pokoju! 
- Rodzice nie pomogą?
- Wiesz, że u mnie różnie jest z tymi pieniędzmi. - mruknęłam. - Jeszcze musze się nad tym zastanowić. Mogę jeszcze iść do pracy na wieczory...
- Jeżeli się nie dostaniesz tam, musisz próbować tam dalej! - Minx klasnęła w ręce. - Nawet nie masz prawa skończyć szkoły w tym wieku! 
- Dobrze, dobrze będę myśleć! - wiatr delikatnie rozwiał nam wszystkim włosy. - Obiecuję! 
Siostry spojrzały się na mnie jeszcze raz i kiwnęły głowami. Jinx przed wejściem do domu machnęła dłonią koło szyi, pokazując w dosłownym znaczeniu co mi się stanie gdy coś spierdole. Ten widok spowodował, że tego dnia miałam znów powód aby parsknąć śmiechem. 
Ruszając w dalsza podróż, już sama niestety, moje myśli krążyły od boiska do szkół.
Kiedy ten czas zleciał? 
Nie mam pojęcia. Jeszcze niedawno rzucałam z Jinx błotem w chłopaków podczas zabawy w berka lub z Minx siedziałyśmy w ich ogrodzie opalając się do strojów kąpielowych albo razem, we trzy, czekaliśmy na koniec roku aby jechać jeszcze w mundurkach pod sklep po tonę cukierków i szampana by świętować do samego rana. 
Oh, piękne czasy. 
Mocno zahamowałam, o mało co nie przejechałam obok żużlowej drogi prowadzącej do moich dwóch sąsiadów oraz oczywiście mojego domu.
Poprawiłam grzywkę na prawy bok, która chciała wydłubać mi moje brązowe oko. Pokręciłam nosem, wyciągając telefon z tylnej kieszeni czerwonych spodenek. 
Pierwsza trzydzieści osiem, może rodzice śpią... 
Zagryzłam wargę z nerwów. Miałam przeczucie, że moja mama, która idzie bardzo wcześnie rano do pracy - czeka na mnie z ochrzanem i długim wykładem, że ,,Ona nie wracała tak późno do domu w jej wieku". Ta... może pora w końcu taty się zapytać czy to jest prawda a nie dobra rodzicielska fikcja. On zawsze mi wszystko wypapla. Jest czasem gorszy niż wszystkie baby plotkary ze sklepu razem wzięte. 
Spojrzałam się we wcześniej wspomniane miejsce. Bym sobie zjadła jakieś chipsy... Jutro chyba przyjadę tutaj po śniadaniu. 
Westchnęłam ciężko, oparłam głowę o ramę kierownicy od roweru. Poczułam jak włosy z niskiego kucyka, zsuwają się do przodu. Coraz częściej miałam wrażenie, że to koniec tych fajnych lat. Zaraz będzie dorosłość, praca, rodzina, swoje dzieci i grób. 
Pytam się znowu - kiedy to kurwa zleciało? 
Moje jakże znowu mądre myśli oraz zmartwienia przerwał hałas - a dokładniej coś na wzór wrzasku, krzyku.
Nie wiem nawet kiedy znalazłam się plackiem na betonie. Przerażona spojrzałam w górę - kilka ptaków odleciało w przeciwną stronę.
Co jest do chuja?! 
Hałas znów się powtórzył. Przełknęłam głośno ślinę. 
- Musiały odlecieć z... lasu. - uznałam, spoglądając w lewą stronę. 
Różne słyszałam legendy krążące o tym miejscu, najczęściej od pijaczków, starszych ludzi czy sklepowej. 
Jedna z nich opowiadała o zmarłych żołnierzach duchach nękających tamte okolice, szukających zemsty na wrogu po dziś dzień. 
Druga, że chodzi tam duch zabójcy, który popełnił samobójstwo, bo policja już była tuż tuż na jego tropie. Chodzi niby teraz koło lasu, szukając dobrej kryjówki przed policją, a każdy kto go napotka - ma umrzeć na zawał.
Ale przecież duch by nie wył tak jak potwór oraz tak głośno! 
Zimny wiatr obudził mnie z zamyśleń, zapięłam fioletową bluzę po samą szyje. Nikt inny raczej tego nie usłyszał - najbliższe budynki - sklep, który stoi teraz pusty i dwa budynki mieszkalne, zamieszkałe przez dwie starsze babcie po dziewięćdziesiątce, słabo słyszące. 
Hałas znów się powtórzył, ale ciszej niż ostatnio.
A jeśli to wrzask o pomoc... a ja czekam jak ten debil?
Zaciskałam ręce na kierownicy, kiedy postawiłam rower do pionu.
Może warto to sprawdzić...
Sama nie wierzyłam, że o taka myśl przeszła mi po głowie. Zawahałam się, lecz zdrowy rozsądek przybił mi piątkę w twarz na ogarnięcie. Nikt nie jest tym zainteresowany to czemu ja mam być?! Zawróciłam się w drogę do domu, starając się ignorować wszystkie inne odgłosy niż mojego jadącego roweru. 
Zatrzymałam się przed zjazdem z górki.
- Przestań Kiritta o tym myśleć! - powiedziałam sama do siebie. Obejrzałam się na ciemny las. - Dziesięć minut dojazdu na miejsce, tak z trzy na obczajenie sytuacji i szybki powrót... - powtarzałam sobie, wracając do skrzyżowania. - Nic więcej!
Dojazd do lasu na pewno nigdy nie zająłby mi dziesięciu minut, ale strach powodował, że jechałam stanowczo za wolno. Stojąc przed wjazdem do ciemności oraz słabo widocznej piaskowej ścieżki zastanawiałam się czemu teraz rozsądek nie odzywał się ani słowem. 
Chyba się obraził. 
Kolejny dziki wrzask - strasznie głośny, donośny. Była blisko, była na sto procent pewna, że to coś lub ktoś był blisko. Delikatnie odłożyłam rower gdzieś w krzakach, bo jazda na piachu brzmiało bardziej jak katowanie się a nie jazda. Jak paw naperzyłam się, ruszając przed siebie. Co chwila atakował mnie skręt w brzuchu spowodowany strachem i może trochę stresem. Dla bezpieczeństwa swoich czterech liter, chwyciłam za pierwszy lepszy patyk.
Kurde, a jak serio to duch to ten kij mi w dupe może wsadzić co najwyżej... 

- Tata coś kiedyś mówił o wielki zboczu w lesie... - przypomniałam sobie nagle. - Ciekawe gdzi...

W tym momencie - jak na złość ( to wszystko przez moją wolną pamięć!!! )  - zsunęłam się po wcześniej wspomnianym zboczu, którego przez ciemność oraz swoje zamyślenie nie zdążyłam zauważyć. 
Pisnęłam na całe gardło lecąc łeb na szyje w dół zbocza. 
- Ała... - wydukałam wściekła po wylądowaniu na trawie. Pomasowałam się po lewym pośladku, będzie siniak na pół dupy jak nic. Wylądowałam na wysuniętym fragmencie ziemi, dzięki czemu nie spadłam na sam dół - a to na bank kilka metrów jeszcze niezłej jazdy. - Gdzie ja jest u Bog.....
Spojrzałam się w górę. Z niedowierzania przetarłam kilka razy oczy, mając chyba nadzieje, że jestem w śnie albo amoku. 
Stało nademną ogromne stworzenie, które z przechyloną na bok głową z zaciekawieniem patrzyło się na mnie. Wyglądało jak duża kobieta, usta oraz policzki miała zasłonięte czarną maską, szeroko otwarte białe oczy ani na chwilę nie spuszczały z mnie uwagi. Czarne włosy ułożone były w wysoki kucyk. Grzywka przykrywając trochę prawego oka. Na plecach połyskiwał długi czarno-granatowy miecz. Ubrana była w czarny płaszcz, który sięgał aż do ziemi. Jednak co najbardziej przykuło moją uwagę to wielkie dziury w ciele. Blisko kolan i łokci oraz jedna - największa - na brzuchu i w nich widoczne fragmenty mięśni czy też żył. Dziury wyglądały jakby ktoś za nie szarpał zawzięcie.
Dosłownie jakby ktoś chciał ją nawet zjeść. 
Przełknęłam ślinę i dwoma rękami na nią wyprostowałam swoją broń a'la patyk. Ciężko mi było utrzymać go w jednym miejscu jak całe ciało trzęsło się niemiłosiernie a łzy spłynęły po policzkach. 
Jakbyś nagle spotkał się ze samą Panią Śmiercią. 
Patrzyłyśmy się niepewnie, czekając na kolejny ruch którejś z nas. 
- N...ju... - stworzenie powiedziało coś co było dla mnie niezrozumiałe całkowicie. Serce przyspieszyło swój rytm. - Nj...u? - zastanowiłam się przez chwilę. Takiego języka w życiu nie słyszałam, a co mówić o jakimkolwiek tłumaczeniu. 
Jestem w dupie. 
- K-kim-ty j-jesteś... l-lub czym? - wydukałam, patrząc się dalej na stworzenie.
- Nju. - odpowiedziała krótko, chodź nic to nie dało. Zapadła pomiędzy nami chwilowa cisza. Postać pokazała rękami na siebie. - Nju, Draga. Nju?
- J-jesteś... Nju czy Draga? 
- Draga. - dłońmi postukała klatkę piersiową. - Nju, Draga. 
- Oh. - wydusiłam tylko z siebie. Tylko to wyszło z gardła na ten moment. 
- Nju, nju? 
- Hm... Ee... Masz jakie złe zamiary? - zapytałam się nie wiedząc, co mi strzeliło do tego pustego łba żeby się pytać o takie pierdoły. Tak na prawdę nie wiedział czy mogę z nią rozmawiać. 
Kobieta jedynie wzruszyła ramionami. Dalej przyglądałam się jej z uwagą. Postać przybliżyła się do skarpy, teraz byłyśmy tak blisko siebie, że miałam uczucie odbijającego się od niej zimna. Nie pewnie obolała wstałam i podeszłam bliżej do krawędzi. 
- D-Długo tutaj jesteś? - stworzenie pomrugało kilka razy. Ona rozumie co powiedziałam czy też ma problem? 
- N-nju... - zrobiłam zażenowaną minę. Stworzenie rozłożyło bezradnie ręce. Widać, że nie tylko ja, czuje się jak debil w tej zaistniałej sytuacji. 
Kurde, żeby ktoś powiedział, że będę z jakąś istotą rozmawiała to natychmiastowo wyśmiałabym go, turlając się przy okazji po ziemi. 
- O-Okej... - podrapałam się po głowie. - Skoro nie wiesz jak długo tu jesteś, to i pewnie nie wiesz czemu się tutaj znajdujesz... - wiatr znów się odezwał, powodując gęsią skórkę na moich prawie gołych nogach. Co mnie podkusiło do założenia krótkich spodenek? Ale kto to wiedział, że będę o tej porze gawędziła z... wysoką kobietą, znaczy jakąś Dragą. 
 - N-no słuchaj... T-taka sprawa, zimno mi w nogi, bo mam na sobie jedynie spodenki i buty. D-dlatego będę się zmywać do domu. Miło było, h-hej!
Odwróciła się do natychmiastowej ucieczki. Wtedy potwór wyciągną rękę, zagradzając mi dalszą drogę. Po pomodleniu się w myślach kilka razy wróciłam przerażonym wzrokiem na postać. Przekręciła łebek na lewą stronę. Nastąpił dźwięk łamania kości. 
- Nju nju nju nju? - zapytała, tak chociaż myślałam. Kobieta wyciągnęła drugą rękę do przodu a lewą pokazała na niebo. Przyglądała się gwiazdom przez dobry czas, aby znów do mnie wrócić.
- Yyy... nie ja tam nie mieszkam. - lekko uśmiechnęłam się w jej stronę, delikatnie się wycofując na bezpieczną odległość. - T-To w inną stronę.
- Nju! - pisnęła niezadowolona. - Nju nju nju!
- Poczekaj chwilę. Pokaż mi coś jeszcze to możliwe, że się dogadamy. - stworzenie westchnęło zmarnowane.
Nie musiałam długo czekać na kolejny ruch. Na plecach pojawiły się skrzydła. KURWA SKRZYDŁA, CZAICIE TO?! Można je było porównać do anielskich, ale pióra były zastąpione mieniącymi się przezroczystymi kryształami. Za nimi było widać jakby skruszony obraz krajobrazu. To jest piękny widok. 
- H-h-h-hej! - wrzasnęłam, ale dawno byłam bardzo wysoko nad ziemią. Nawet nie zauważyłam kiedy zostałam porwana na prawą dłoń.
Boginie! ONA MNIE ZABIJE! 
- Nju, nju. - odparła zadowolona. Może jednak nie chciała mnie zrzucić?
Rozluźniła uścisk przez co mogłam stanąć na dłoni. 
- Odstaw mnie na miejsce!! - musiałam mieć ciekawy wyraz twarzy, bo znów przekręciła głowę na bok, mrużąc oczy. 
I znów ten piekielny dźwięk łamania kości. 
- Fajnie było, ale... serio muszę wracać do domu. Najpewniej mama na mnie czeka zła do czerwoności, bo jest. - wyciągnęłam urządzenie z kieszeni bluzy. - Kilka minut przed drugą?! O ja pierdole! 
No to teraz chyba czas odmawiać pacierz za moje życie ( kolejny raz, to mały szczegół w tej sytuacji). Jeśli mama nie śpi to koniec mojego stąpania po tej ziemi! Ona mnie zamorduje, a potem tata.
Postać mruknęła coś pod nosem, ale niestety nie dosłyszałam. Podniosłam wzrok na nią i zmrużyłam oczy. Kobieta powoli opuściła doń dzięki czemu zeskoczyłam na skarpę. Wiatr dmuchnął lisicami we mnie. Zasłoniłam oczy dłońmi.
- C-co jest?! Chyba se robisz ze mnie jaja?! - machnęłam ręką zła. Nie ma jej!!! Kurde zniknęła! Najpierw próbuje mnie zatrzymać, teraz znika bez śladu jak cień. To się nazywa ucieczka z miejsca zdarzenia.
- Nju!!! - rzuciłam wzrok na prawe ramię. Mała czarna kulka siedziała sobie w najlepsze. 
Przez pierwsze kilka sekund patrzyłam na nią w totalnym szoku psychicznym. Następnie moja reakcja wróciła i pisnęłam na całe gardło, skacząc jak zając. Ręką próbowałam ją strącić, lecz ona trzymała się łapkami z całych sił. 
- Puszczaj!!! - upadłam na kolana. W końcu odleciała na kilka centymetrów. 
- Nju. - odparła, jakby nic się teraz nie stało. Kiedy względnie się uspokoiłam ( robiąc swoją technikę liczenia w pamięci ) usiadłam po turecku na trawie. Zimne podłoże uderzyło moje ciepłe gołe ciało. 
Nastała grobowa cisza. 
- Chwila moment?! Jeszcze mi powiesz, że idziesz ze mną?! - kuleczka jak na sygnał gwizdka podleciała znów do mojego ramienia, chwytając zza moją bluzę. Spojrzałam się na bezchmurne niebo, czekając na jakiś cud, który oczywiście się nie pojawił. - Słuchaj, nawet nie ma takiej opcji! 
- Nju!
- Nie i jeszcze raz nie! Masz mnie puścić! 
- Nju nju! 
- Znowu będę wyć i Ciebie bić! 
- Nju nju! 
Pomrugałam kilka razy. Sowa odezwała się a zaraz za nią jeszcze jedna. Cudownie, chyba będę musiała na jutro rano zwołać siostry na ważne spotkanie. 
Te wakacje będą jeszcze bardziej chore. 
* Na Selen była tylko jedna Wielka wojna na cały świat. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

3.Tam gdzie nie znajdzie nas nikt...

35. END